Bajkalski szamanizm - spotkanie drugie.
Spotkanie drugie.
- A, to wy szukacie szamanów, prawdziwych szamanów – skwitował naszą wypowiedź mały, grubiutki człowieczek. Na jego pucułowatej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. Świdrował nas swoimi skośnymi oczami szczerząc przy tym zęby z zadowolenia. Mamrocząc coś pod nosem po swojemu grzebał nerwowo po wszystkich kieszeniach. W końcu wyjął „mobilnik” – po rosyjsku, telefon komórkowy.
- Mój wuj, który mieszka w Ułan – Ude jest szamanem. Prawdziwym szamanem z dziada pradziada – zakomunikował z dumą nasz rozmówca. Wyprężył się przy tym jak struna i już myśleliśmy, że zasalutuje do swojej wielkiej jak lotnisko czapki. Mały człowieczek zdjął ją szybko i drapiąc się po głowie powiedział - zadzwonię do wuja i umówię was na spotkanie.
Wcale go nie interesowało, czy nie mamy na dzisiaj jakiś innych planów. Klamka zapadła i po chwili mamrotał w swoim narzeczu z osobą po drugiej stronie „mobilnika”.
- Wszystko załatwione. Wuj czeka na was. Oniemieliśmy z wrażenia. Jak to się mogło stać? Przyjechaliśmy zwiedzić dacan w Iwołgińsu. Chodzimy sobie grzecznie jak przystało na turystów, których cały wężyk posuwał się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Kręciliśmy młynki modlitewne, aż tu nagle na trzecim zakręcie wychodzi z za winkla prosto na nas mały człowieczek w zielonym uniformie. Dlaczego akurat nas zagadnął ? Tylu tu było jeszcze turystów. Od słowa do słowa i dostajemy adres szamana. Nasz przewodnik i kierowca, przesympatyczny Domba pogadał z ziomalem i w ciągu godziny bez żadnych problemów znaleźliśmy się pod małym drewnianym domkiem na wzgórzu z którego rozpościerał się przepiękny widok na całe Ułan – Ude.
„Szaman ze Wzgórza”, tak nazywają go miejscowi. Pukam. Naciskam klamkę. Wchodzimy. Pamiętamy o tym żeby nie nastąpić na wysoki próg. Taki przesąd, ale trzeba tego przestrzegać by nie narazić się szamanowi. Po drodze wspominał nam o tym Domba.
Wchodzimy po kolei do małego pomieszczenia. Uważamy na progu. Z uśmiechem na twarzy wita nas kobieta o bliżej nieokreślonym wieku ale za to w pięknym, kolorowym stroju. Gestem ręki wskazuje na stolik przy którym mamy usiąść. Naprzeciwko za drewnianym biurkiem, wciśnięty w rzeźbiony fotel siedzi - ON.
Z kłębów papierosowego dymu wyłania się jego okrągła, czerwona twarz. Obserwuje nas w ciszy swoimi czarnymi, lekko zezowatymi oczami. Dymi przy tym jak parowóz. W małym pomieszczeniu urządzonym w stylu mongolskim i podobnym do muzeum, tyle tu różnych eksponatów, można było zawiesić siekierę. Siedzimy. ON wciąż patrzy. Zgasił papierosa i odezwał się do naszego przewodnika. Domba podszedł bliżej, pochylił się w stronę szamana. Przez chwilę rozmawiali w rodzimym języku. ON znowu popatrzył na nas, uśmiechnął się w końcu i powiedział.
- Duchy was prowadzą. To dobrze, to dobrze - powtórzył.
- Chcielibyśmy nakręcić z panem wywiad o szamańskiej tradycji nad Bajkałem – zwróciłem się do niego po rosyjsku.
Tak wiem, wiem. Duchy mi powiedziały, że się pojawicie.
- My w Europie niewiele wiemy o szamanizmie, a tutaj u was w Burjacji jest on oficjalną religią.
Pragniemy się czegoś więcej dowiedzieć o historii, obrzędach i rytuałach szamańskich. Czy mógłby pan nam o tym opowiedzieć? Chcielibyśmy oczywiście to nagrać.
Kiedy to mówiłem Winetu rozkładał już statyw. Marek „Kantor” Faber włączył kamerę i zaczął z ręki filmować naszego rozmówcę.
- Szamanizm to pierwotna religia – zaczął swoją opowieść „Szaman ze Wzgórza”. Czuć było, że jest mocno spięty i nienaturalny. Nie podobała mi się ta jego mentorska nuta w głosie. Ale cóż było robić.
Zamieniamy się w słuch.
- Wtedy wszyscy mieszkańcy ziemi byli jego wyznawcami. Ludzie żyli w zgodzie z naturą i w poszanowaniu jej praw. Ich wyczulone zmysły pozwalały na kontakt z duchami przyrody i duchami przodków. Od nich też dowiadywali się jak mają postępować, by nie zakłócać kosmicznej, boskiej energii.
Nagle uciął swoją wypowiedź. Popatrzył na Marka, który trzymał w ręku włączoną kamerę. Pomamrotał do swojej asystentki o nieokreślonym wieku i stanowczym głosem powiedział.
- Wyłącz kamerę. Nic się nie nagra dopóki duchy nie zezwolą.
Zdziwiło nas to, jednak grzecznie zastosowaliśmy się do woli duchów.
Kiedy kamera wylądowała na stole nasz Szaman kontynuował wykład. Wala dzielnie tłumaczyła jego rosyjski z buriackim akcentem. Czas płynął. Zacząłem się już trochę irytować. Wciąż nie nagrywamy. Coś mnie tknęło. Wstałem i zamontowałem na statyw dużą kamerę. Ustawiłem kadr na prelegenta.
- Możemy już nagrywać !? – wyrzuciłem z siebie w momencie kiedy przypalał papierosa. I nie brzmiało to wcale jak pytanie.
- Wiele ciekawych rzeczy nam umyka, o których pan mówi. A ja chcę to nagrać – dodałem.
Głęboko zaciągnął się papierosem, aż mu zacharczało w oskrzelach. Spojrzał na mnie groźnie.
- Ale duchy… - zaczął. Nie skończył. Przerwałem mu stanowczym głosem – Duchy pozwalają. To przecież one przyprowadziły nas do Ciebie. Aż się zakrztusił z wrażenia. Pomamrotał do swojej asystentki po czym poprawił swój chałat i szpiczastą buriacką czapkę.
- Ty wiesz o co chodzi. Możesz już filmować – z uśmiechem zwrócił się do mnie.
- Tak, wiem o co chodzi. Dziękuję - odpowiedziałem odwzajemniając się uśmiechem.
To był ten moment, w którym przełamały się lody. Dalsza część spotkania przebiegała już w luźnej, przyjaznej atmosferze. My zadawaliśmy pytania, ON chętnie na nie odpowiadał. Bardzo szybko kamera przestała go krępować, aż w końcu w ogóle jej nie zauważał. Wiedza, którą nam przekazał w ciągu tych kilku godzin pozwoliła w dalszej części naszej podróży na większe zrozumienie tego z czym się spotykaliśmy. Wywiad ten stanowi w moim filmie „ Bajkalski Szaman „ podstawowy element wyjaśniający zjawiska, rytuały i obrzędy szamańskie jakie zostały w nim przedstawione.
Ciężko nam było się rozstawać. Z jakiś dziwnych i niewyjaśnionych powodów powstały między nami bardzo sympatyczne relacje. Każdy z nas miał osobistą rozmowę z szamanem no i oczywiście wróżbę.
Byliśmy mocno zaskoczeni trafnymi ocenami szamana w trakcie tych indywidualnych seansów. Widzi nas po raz pierwszy, a tak jakby wiedział o nas wszystko. Niektóre nasze wróżki mogłyby się wiele od niego nauczyć. Na koniec pobłogosławił nas i poprosił duchy o opiekę i przychylność na dalszą naszą drogę po bajkalskiej ziemi. Długo jeszcze po rozstaniu słyszałem w uszach dźwięk rytualnego dzwoneczka i wymawianej przez szamana modlitwy.
To spotkanie z „Szamanem ze Wzgórza” zmieniło bardzo moje wyobrażenie o samej postaci szamana. To nie jest dziwaczny człowiek walący tylko w bęben przy płonącym ognisku i mamroczący coś pod nosem w trakcie śmiesznych ruchów, jakby odganiał od siebie roje komarów. Komputer, którym się posługiwał w trakcie naszego spotkania, internet, zdjęcia, telefon komórkowy, wszystkie te współczesne narzędzia pracy są mu tak samo znane jak nam. Jest on normalnym, współcześnie żyjącym człowiekiem z tą tylko różnicą, że jest wyznawcą i kapłanem najstarszej religii świata.
Do hotelu wróciliśmy bardzo późno. Pomimo zmęczenia, postanowiłem sprawdzić nagrany tego dnia materiał. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że na taśmie w trakcie nagrywania przez Marka początku spotkania z Szamanem jest tylko ciemny obraz. Przez 20 minut kamera nie zarejestrowała kompletnie nic. Może był to zbieg okoliczności. Jakaś nieuwaga podczas włączania kamery. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że brakuje nam również kilku dobrych minut z sesji filmowej w muzeum przy gablocie z Szamanem zanim nie została otwarta. Trudno to wytłumaczyć w racjonalny sposób. Nie pozostaje nam nic innego, jak uwzględnić w tym przypadku zdecydowaną ingerencję duchów. Tak się składa, że z tą ingerencją duchów mieliśmy do czynienia przez cały nasz pobyt nad Bajkałem.
Wpisy
Dodaj wpis